Z żałobnej karty: Jerzy Kowalski nie żyje
info_foto
ango | 2015-11-09 14:05:29

Z wielkim bólem i ogromnym żalem zawiadamiamy, iż dziś w godzinach rannych zmarł w wieku 72 lat wiceprezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej Jerzy Kowalski. Jesteśmy tą hiobową wieścią zdruzgotani. Wprawdzie wiedzieliśmy o problemach zdrowotnych Jurka, lecz każdy był pewny Jego rychłego powrotu. Niestety... 

Od przeszło dwóch dekad nader aktywnie działał w kierownictwie KOZPN i MZPN. Ogromnie cieszył się z niedawnych przenosin siedziby futbolowej centrali z Kleparza na Żabiniec. To właśnie On wziął na siebie główny ciężar przeprowadzki w nowe miejsce, urządzenia lokalu, nadania mu całkiem nowego kształtu. Pod nowym adresem nie było Mu dane długo „zamieszkać”... A przecież to szczególnie Jemu należała się satysfakcja z kolejnego zadania, z którego jak zwykle wywiązał się wzorowo.

Msza św. żałobna zostanie odprawiona w piątek, 13 listopada 2015 roku, o godz. 11 w kaplicy na cmentarzu Podgórskim w Krakowie, po czym nastąpi odprowadzenie Zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku.

***

Strata po odejściu Jurka jest niepowetowana. To żaden okolicznościowy frazes, jeno czysta prawda. Mało kto jak On potrafił zjednać rzesze tłumnie odwiedzające siedzibę związkową przy ul. Krowoderskiej, a od kilku tygodni przy ul. Solskiego. Czynił to bez żadnych instrukcji, wskazówek, przymusów. Bo wielką dobroć nosił w sercu. Każdemu pragnął pomóc. Nikomu tej pomocy nie odmawiał. W każdej sytuacji i na każdą okoliczność.

Równocześnie działał w sposób metodyczny, uporządkowany, nie znoszący bałaganu. Sprawy związkowe, a było ich przecież tysiące, traktował z jednakową powagą i obowiązkowością. Rzec śmiało można, że nie było dla niego hierarchii spraw. Każda była ważna, skoro po przeciwnej stronie biurka zasiadał partner zasługujący na właściwe potraktowanie. Jak w futbolu, gdzie nikogo nie wolno lekceważyć.

Stanowił Postać bez wątpienia wielce zasłużoną dla całego futbolu w Małopolsce. Żywo udzielał się w krajowej centrali, kilkakrotnie był delegatem na walne zgromadzenia PZPN. Dla wtajemniczonych był jednocześnie „Garbarzem” najprawdziwszym z prawdziwych. Z brązowymi barwami był związany przez całe życie. Najpierw, od dziecka aż po seniora, jeszcze na starym Ludwinowie, jako zawodnik. Później jako działacz. Uczuciowo, do ostatniego dnia. - Odszedł „Garbarz” zawsze noszący Garbarnię w sercu… - płaczą po Jurku w prawobrzeżnej części Krakowa.

Wspaniałego Człowieka i Wielkiego „Garbarza” żegnamy z wielkim bólem...

Jerzy Kowalski (15.10.1943 - 09.11.2015) długo mieszkał w kamienicy przy ul. Limanowskiego 4. Był to jeden z najbardziej piłkarskich domów w centrum Podgórza. Tu mieszkali bracia Stroniarzowie oraz Walowie, zaś lokatorem posesji pozostaje sędziwy Mieczysław Kolasa, który w 1948 wywalczył w barwach Cracovii zaszczytny tytuł mistrza Polski. Jerzy Kowalski bez wątpienia miał zatem bardzo znanych sąsiadów. Najczęściej byli to „Garbarze”, skoro na stary ludwinowski stadion było bardzo blisko.

Jurek trafił tam jako dziesięciolatek, w 1953 roku. Pierwszym trenerem był legendarny Mieczysław Nowak, opiekunem - niezapomniany Jan Ruszkiewicz. W drużynie juniorów szkoleniową kuratelę nad Jurkiem sprawowali Tadeusz Legutko i Wilhelm Glajcar. W gronie rówieśników (lub prawie rówieśników) Kowalskiego przewinęło się mnóstwo kolegów, którzy później zrobili kariery wielkie (Robert Gadocha) lub duże (Maciej Gigoń, Jerzy Odsterczyl, Mieczysław Weiss).

Od jesieni 1963 do wiosny 1965 Jurek znalazł się w stołecznej Legii, gdze odbywał służbę wojskową. Szans na przedarcie się do pierwszej drużyny nie było żadnych, w zespole z ul. Łazienkowskiej również wtedy panowała ogromna konkurencja. Pozostała gra w w drużynie rezerwowych, gdzie nie brakowało znaczących postaci. Powoli zbliżali się do zawieszenia butów na kołku znakomici defensorzy, Horst Mahseli, Henryk Grzybowski i Jerzy Woźniak, zaś wypływała na szerokie wody młodsza generacja (Władysław Stachurski - późnejszy selekcjoner drużyny narodowej, Waldemar Obrębski - tragicznie zmarły w Australii trener reprezentacji olimpijskiej i znakomity technicznie Wiesław Korzeniowski). Występy w takim otoczeniu należały do przyjemności.

Zaraz po powrocie na Ludwinów Jurek stanął przed okazją debiutu w drugoligowej Garbarni. Rywalem była Urania Kochłowice i niestety nie był to udany występ. „Brązowi” niespodziewanie przegrali u siebie 2-3. - Byłem wtedy zmęczony, po pracy, jako blok obronny nie stanęliśmy wówczas na wysokości zadania. Ale nie robiłem z tego tragedii. Bo miałem zwykłą świadomość, że na Ludwinowie są po prostu lepsi ode mnie piłkarze. Zresztą do tej pory staram się trzymać swego miejsca w szyku - odsłaniał kulisy nieudanego meczu. Już do końca kariery w Garbarni pozostał natomiast etatowym zawodnikiem drużyny rezerw, która prowadzona przez duet Zbigniew Feluś (trener) - Franciszek Owsiński (kierownik) grała przez wiele sezonów na wysokim poziomie. Na tyle wysokim na przykład, aby po pasjonującym meczu niespodziewanie odesłać z kwitkiem renomowany Wawel (z Robertem Gadochą w składzie).

Później jeszcze był krótki epizod w Skawince, lecz na pierwszym planie - oczywiście oprócz rodziny - już od kilku lat znajdowała się w połowie lat 70. praca zawodowa. Kowalski skończył metalurgię na AGH i jako inżynier pracował aż do momentu, kiedy podjął ryzyko przestawienia się na tory prywatnej inicjatywy. Wraz z córką, Ewą, był współwłaścicielem firmy zajmującą się artykułami biurowymi. Małżonka, Lidia, przez prawie cztery dekady pracowała w ośrodku TVP na Krzemionkach, długo w charakterze kierownika produkcji. Wnuk, Bartek, jest dziś kilkunastoletnim młodzieńcem.

                                                                                                                                              JERZY CIERPIATKA

Fot. AG, RK