„Trójkolorowym” wystarczyła jedna połowa… boiska
Niepołomice:
Francja – Chorwacja 5-0 (4-0)
1-0 Rossi 13
2-0 Mossard 14
3-0 Touriss 24
4-0 Touriss 37
5-0 Mendy 67
Sędziowała Reka Molnar (Węgry). Żółta kartka: Lovrić (C). Widzów 150.
FRANCJA: Lebrun – Gilbert (46 Liaigre), Dumets, Boisset, Achi (64 Mendy) – Swierot (54 Felden), Touriss, Mossard, Gstalter (46 Belmiliani) – Rossi, Calba.
CHORWACJA: Cutura – Corak, Sedmak, Branković – Varga, Vracević, Saban, Damjanović, Kolega (67 Vunić) – Lovrić (67 Dubravića), Klapan (60 Vlastelica).
Plan „trójkolorowych” dziewcząt (choć wystąpiły w jednolitych granatowych strojach) był prosty - zainkasować kolejne trzy punkty, żeby w spokoju czekać na środowy mecz z Polską. Z kolei dla Chorwatek potyczka była – w razie sukcesu - ostatnią szansą na podtrzymanie nieśmiałych nadziei, że do końca grupowej rywalizacji ma się jeszcze jakieś minimalne szanse ewentualnego awansu. Tyle tylko, że już po kwadransie piłkarki w koszulkach z charakterystyczną szachownicą musiały się pogodzić, że także w drugim meczu będą tłem dla rywalek.
Albowiem w minutach 13. i 14. Chorwatki otrzymały dwa „gongi”, które z jednej strony ostatecznie ustawiły role na murawie, z drugiej zaś były odzwierciedleniem zdecydowanej przewagi Francuzek. Najpierw Rossi zamknęła akcję na prawej stronie pola karnego, zaprezentowała też efektowny drybling i bezceremonialny strzał z lewej nogi, a piłka zatrzymała się w siatce, odbijając się od prawego słupka. Za moment Rossi błyskawicznie przedarła się prawą flanką, dokładnie zacentrowała i Mossard już tylko dopełniła formalności, nabiegając w okolicach lewego, tzw. długiego słupka.
A co dalej? Cóż, niezbyt często się zdarza, żeby grano głównie na jednej połowie boiska, a tak właśnie było w Niepołomicach. Chodzi oczywiście o połowę Chorwatek, na której Francuzki robiły co chciały. Atakowały skrzydłami i środkiem, zmieniały pozycje, nie unikały dryblingów, z reguły kończonych minięciem rywalek. Słowem, zaprezentowały interesujące umiejętności. A przybyszki z Bałkanów? Ot, życie, czyli chwilami żal było patrzeć na ich bezradność.
Z tym, że po przerwie dominatorki jakby więcej czasu poświęcały „klepaniu” piłki i wychodziło im to wcale nieźle. Naturalnie efektem finalnym miały być dalsze gole, jednakże mniej już było w ich poczynaniach boiskowego zacięcia, a górę brała radość z gry i z zabawy piłką. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie.
Padła więc jeszcze tylko jednak bramka, zresztą po akcji, w której dziewczyny znad Sekwany wykonały cztery podania (zaczęły – uwaga – na własnej połowie), a Mendy tylko dołożyła nogę do piłki, idealnie zagranej z prawej flanki. I jeszcze taka ciekawostka – bramkarka Lebrun miała więcej kontaktów z piłką podczas rozgrzewki niż potem w trakcie gry.
Polki na tarczy. Zasłużenie niestety…
Kraków, stadion Garbarni:
Polska – Anglia 0-1 (0-1)
0-1 Baker 28
Sędziowała Miriama Boćkova (Słowacja). Żółte kartki: Agyemang, Flannery, Simpson (A). Widzów 300.
POLSKA: Banach – Kłębek, Cyraniak, Kuleczka, Kowalczyk (14 Bałdyga) – Guzik, Piksa (46 Witek), Szymczak – Jędrzejewska (46 Gąsiorek), Kozarzewska (73 Piętakiewicz), Rohn (62 Grzywińska).
ANGLIA: Poulter – Bose, Osborne, Aspin (46 Rabjohn), Simpson – Earl (76 Ede), Flannery, Potter – Barry (46 Enderby), Agyemang (61 Marley-Paraskevas), Baker (90+1 Ramsden).
Teoretycznie to nie nasze reprezentantki przystępowały do meczu z tzw. awansowym nożem przy gardle. Miały przecież w dorobku sukces z Chorwatkami. Angielki z kolei, chcąc liczyć się jeszcze w awansowej rywalizacji, musiały wygrać. Co ciekawe, ta konfiguracja jakby bardziej uskrzydliła Wyspiarki, do przerwy lepiej prezentujące się zarówno taktycznie, jak i pod względem umiejętności pozwalających prowadzić grę wedle własnych ustaleń.
Owszem, Polki absolutnie nie odstawały w jakiś dramatyczny sposób, ale jakoś brak było tego szlifu, który robi różnicę, kiedy przychodzi finalizować akcje. I w zasadzie tylko raz wypracowały sobie okazję, z której mogły pokonać Poulter. W 38. minucie, kiedy Rohn dostała dobre podanie z lewego skrzydła i zaprezentowała sprawnego technicznie woleja, jednak piłka została kopnięta stanowczo zbyt lekko, by móc zaskoczyć angielską bramkarkę.
Rywalki przed bramkowymi szansami stawały przynajmniej czterokrotnie (pochwalić można Banach za refleks i wyczucie), a raz okazję zamieniły na gola. W 28. minucie, kiedy wzorowo wyprowadziły kontrę. I to z własnego pola karnego, po żywiołowym ataku Polek. Wystarczyły dwa podania, by Baker rączo wpadła z piłką z lewej strony pola karnego i skutecznie przymierzyła w lewy, tzw. długi róg.
Po zmianie stron sytuacja na murawie zmieniła się o tyle, że nie mające nic do stracenia Polki ambitnie atakowały. Także żywiołowo, może nawet aż za bardzo, gdyż brakowało tzw. zimnej krwi, ostatniego podania, generalnie pomysłu na rozmontowanie nader sprawnie poczynających sobie defensywnie Angielek. Mających też swoje dwie okazje do podwyższenia wyniku.
Czego, niestety, nie można powiedzieć o naszych dziewczynach. Co szczególnie mogło razić, to fatalne przyjmowanie piłki przynajmniej w trzech przypadkach, w których „klej” otwierałby drogę do sytuacji sam na sam! Tym samym niepowodzenie gospodyń w drugim meczu grupowym nie jest, naszym zdaniem, niezasłużone czy też pechowe. Akurat w tym meczu piłka okazała się sprawiedliwa – solidność wzięła górę nad żywiołowością.
(bat)
Wszystkie siły na Francję
Reprezentantki Polski do lat 17, uczestniczące w eliminacyjnym turnieju do ME, uległy ekipie Anglii i teraz – choć szans na wyjście z grupy jeszcze nie straciły – mocno skomplikowały sobie sytuację. Mówić najprościej, nie wszystko – w kwestii promocji – leży tylko w głowach, sercach i nogach biało-czerwonych.
- Trudno nie być zasmuconym i jednak rozczarowanym – powiedział trener żeńskiej kadry do lat 17, Marcin Kasprowicz. – Przegraliśmy i do tego jeszcze nie strzeliliśmy gola, co nam się ostatnio raczej nie zdarzało. Różnie gra się układała w tym meczu. Mieliśmy także niezłe fragmenty, ale też nie zapominajmy o potencjale przeciwniczek. Wprawdzie jesienią wygraliśmy z Angielkami (2-0 w Bydgoszczy w pierwszym etapie eliminacji do ME – przyp. bat), ale teraz doszło do tego zespołu kilka interesujących piłkarek, które ewidentnie go wzmocniły. Choć uważam, że z przebiegu gry remis nie byłby rozstrzygnięciem niesprawiedliwym. Przecież my też mieliśmy swoje okazje strzeleckie, niestety, tym razem nie okazaliśmy się konkretni pod bramką rywalek. Gdyby tak, przykładowo, za kilka dni znowu zmierzyć się z Angielkami, to twierdzę, że wynik mógłby być odwrotny. Cóż, mówi się trudno, teraz wszystkie siły na Francję!
Smutna, czemu trudno się dziwić, była także nasza środkowa defensorka, Patrycja Kozarzewska: - Tą porażką mocno skomplikowałyśmy sobie drogę do awansu. Uważam, że tym razem zabrakło nam dwóch elementów, czyli lepszej organizacji gry oraz skuteczności strzeleckiej. A i w obronie można by coś poprawić. Nie ma jednak sensu rozczulać się nad sobą. Po prostu należy jak najlepiej przygotować się do meczu z Francją, bo przecież nie wszystko jeszcze zostało stracone!
(B)
1. | Francja | 2 | 6 | 7-1 |
2. | Anglia | 2 | 3 | 2-2 |
3. | Polska | 2 | 3 | 5-1 |
4. | Chorwacja | 2 | 0 | 0-10 |
GALERIA ZDJĘĆ Z MECZU POLSKA - ANGLIA
Środa, 30 marca, godz. 11:
Niepołomice: Polska - Francja; transmisja: https://www.youtube.com/watch?v=rKyA448MNek
Kraków (Garbarnia): Anglia - Chorwacja
Do finałów ME awansuje tylko zwycięzca grupy. Finały odbędą się w dniach 3-15 maja w Bośni i Hercegowinie. Oprócz gospodyń zakwalifikowały się na razie zespoły Danii i Holandii.
Z meczu Polska - Anglia. Fot. Grzegorz Wajda