Z kroniki żałobnej: Ryszard Rybak nie żyje
ango | 2019-07-24 19:55:47

Kolejna smutna wiadomość, tym razem dotarła z Prokocimia… W wieku 80 lat zmarł Ryszard Rybak, który przegrał nierówną walkę ze śmiertelną chorobą.

Właśnie w Prokocimiu rozciągało się przez kilka dekad młodzieżowe królestwo Ryszarda Rybaka, choć on sam nigdy nie uzurpował sobie prawa do tytułu. Przeciwnie, do ostatnich dni pozostał skromnym, szlachetnym i skromnym Człowiekiem, stroniącym od zaszczytów i gwarantowanego miejsca na tytułowych stronach gazet. 

Piłkarski narybek Ryszarda Rybaka… Kiedyś sam był młody. Mieszkał blisko starego stadionu przy Bieżanowskiej, w „podstawówce” zapisał się do trampkarzy Prokocimia. Rysiek powtarzał jak mantrę, że było biednie, za to pięknie… I podpierał wywód sztandarowym przykładem pieszej wyprawy na stary stadion Wieliczanki. Trzeba było przemierzyć, w jedną stronę, 7 kilometrów. Po wygranym meczu kierownik Tadeusz Filip kupił każdemu z podopiecznych po dwie bułki, aby chłopcy mieli siły wrócić do siebie. Też na nogach. Podobno, już na Prokocimiu, jeszcze pograli w piłkę, bo wciąż było im mało…

Później byli juniorzy, rywalizacja z krakowską elitą oraz klubami o charakterze dzielnicowym. Epizodycznie dostał od Karola Bieleckiego powołanie do reprezentacji Krakowa juniorów, ale nie zagościł tam na dłużej, bo konkurencja była potężna. W końcu został seniorem, nie było mu dane zbyt długo występować na boisku. Złapał kontuzję kolana, miał kłopoty z przepukliną. W 1964 ostatecznie spasował, choć jeszcze nie miał „trzydziestki”. 

Za namową wieloletniego prezesa Prokocimia, Antoniego Klimka, został kierownikiem drużyny seniorów. Nie miał pojęcia, że potrwa to równe dwie dekady. Trenerów też było w tym okresie chyba z dwudziestu... Wielu trenerów, z którymi współpracował wspominał ciepło, Henryka Bobulę, Mieczysława Kolasę, Jana Burmera, Grzegorza Kmitę, Leszka Tobika, Krzysztofa Hausnera, Andrzeja Wełniaka…

W końcu został trenerem młodzieży i to był absolutnie strzał w „10”. Trzeba było mieć w sobie dużo z pedagogicznego podejścia Makarenki. Trzeba było mieć wyczucie sytuacji i tego, po jakie środki sięgać w danym momencie. Nader ważny był stały kontakt ze szkołą, która miała uczyć czegoś ważniejszego od techniki. M.in. dzięki Ryśkowi  KKS Prokocim dobrze pełnił i pełni swą misję, dzięki futbolowi chroniąc młodzież z blokowisk przed różnymi niebezpieczeństwami życia. 

Ryszard Rybak pracował przez lata całe z najmłodszymi, czyli trampkarzami i żakami. Bardzo dobrze układała się współpraca ze szkołami podstawowymi. Dochował się licznej grupy wartościowych wychowanków. Niemal każdy z nich trafił do reprezentacji Małopolski, czasem nawet do szkolenia centralnego.

Syn, Mariusz, sam uprawiał futbol. I był kiedyś znanym bramkarzem. Rysiek miał nadzwyczaj wyrozumiałą żonę, Barbarę, która zawsze potrafiła rozumieć, że zdecydowaną większość niedziel w roku spędzał poza domem. Mimo 80 lat na karku i statusu emeryta po 42 latach przepracowanych w PKP długo nie odczuwał bagażu wieku. Jak powiadał, uśmiechy prokocimskich dzieci konserwowały najlepiej...

Ryszard Rybak miał walkę w genach. Od jakiegoś czasu zmagał się z przeciwnikiem okrutnym. Nie został sam, co odnosiło się nie tylko dla najbliższej rodziny, bo MZPN również. Złożony chorobą mimo to nie opuszczał Prokocimia, na mecze ukochanego klubu był przywożony na wózku.

Każdy z nas przegra kiedyś najważniejszy mecz. Rysiek przegrał wczoraj i zrobiło się nad wyraz smutno…

(JC)