Wspomnienie o Aleksandrze Hradeckim
ango | 2018-12-17 16:09:50

W niedzielę, 16 grudnia 2018 r. w Krakowie zmarł Aleksander Hradecki, trener mocno związany z Małopolskim Związkiem Piłki Nożnej. Poniżej przypominamy wspomnienie o szkoleniowcu, jakie ukazało się w 2011 r. na łamach naszego miesięcznika.

Aleksander Hradecki: O uśmiech dziecka

Nie całkiem przypadkowo umówiliśmy się na stadionie Wawelu. - To mój klub, spędziłem tu 19 lat pracy. Wawel stał wówczas potęgą, miał znakomitą drużynę koszykarek, gimnastyczki też należały do elity, była siatkówka no i oczywiście piłka nożna. Naprawdę piękne czasy... - błyskawicznie odbywa sentymentalną podróż ALEKSANDER HRADECKI. Urodził się jednak zupełnie gdzie indziej, w Stanisławowie, 3 grudnia 1928.

Jaki tam ze mnie repatriant...
Z tym kiedyś polskim miastem dumnie są kojarzone słynne postaci. Na przykład generałowie Bernard Mond czy Stanisław Sosabowski. Albo wielki aktor Zbigniew Cybulski, choć przyszedł na świat akurat w okolicach Stanisławowa, w miejscowości Kniaże. Albo znakomity dziennikarz nie tylko sportowy, stanisławowski sąsiad z ulicy Kamińskiego, Tadeusz Olszański.

A futbol?
- No, przede wszystkim trzeba powiedzieć o Kaziu Trampiszu, jakże malowniczej sylwetce późniejszego reprezentanta Polski, asa bytomskiej Polonii i cenionego trenera piłkarskiego. Kazik jeszcze w Stanisławowie grywał „na górce”?, w barwach Spartaka. Ja w 1943 roku, jako chłopak, założyłem koszulkę Dinama. Tak było przez dwa lata. W 1945 przyjechałem do Jarocina. Mieszkała tam ciotka, wujek był komendantem miasta. Podobno byłem repatriantem, ten termin irytuje mnie do dziś. Jaki tam ze mnie repatriant, skoro z Polski przyjechałem do Polski...

W Jarocinie zasilił szeregi tamtejszej Polonii, drużyny niby tylko A-klasowej, ale trzeba pamiętać, że mistrzowie klasy A zaraz po wojnie uczestniczyli w rozgrywkach o mistrzostwo Polski.

- Pamięta Pan... 1946 - Polonia Warszawa, 1947 - Warta Poznań. Te drużyny były mistrzami kraju, gdy jeszcze nie zdążono reaktywować ekstraklasy. Mój problem polegał na tym, że złapałem kontuzję więzadeł krzyżowych. Operował znakomity profesor Wiktor Dega. Ja biadoliłem, że nie mogę grać. On mi powtarzał: - Módl się, abyś mógł normalnie chodzić. Studia na warszawskiej AWF w tej sytuacji nie wchodziły w rachubę, za to udało się drugie podejście. Do Krakowa. Tam miałem na roku wielu znakomitych później kolegów. Staszek Adamczyk, Tadek Pacuła, Adam Bezeg, „Tata” Dąbrowski, Janek Mikułowski, Adam Klimek, późniejszy rektor AWF... W różnych dyscyplinach sportu i w różnym charakterze zrobili oni znakomite kariery. W ramach służby wojskowej wcielono mnie po trzecim roku do wojska. Trafiłem do Jeleniej Góry. Po kilku miesiącach i awansie dostałem nakaz pracy w OWKS Kraków. Mieliśmy październik 1953.


Fot. Andrzej Godny (MZPN)

Urokliwy Wawel
OWKS, czyli pozbawiony wtedy macierzystej nazwy Wawel, dysponował wówczas świetną drużyną. Na tyle mocną, aby na końcu sezonu uplasować się na drugim miejscu. Zaraz za Ruchem Chorzów, z którym doszło w Krakowie do niesamowitego meczu.

- Padł remis 3-3, trenerem był znakomity Artur (a właściwie Adam) Walter. To był mój mentor, człowiek szalenie charyzmatyczny, o olbrzymim autorytecie. Miałem to szczęście, że takich osób spotkałem w swoim życiu więcej. Promotorem pracy magisterskiej był Zygmunt Jesionka. Ryszarda Koncewicza słusznie postrzegano jako wręcz wybitnego teoretyka futbolu. Do grona legendarnych postaci należał Wacław Kuchar, zasługi Władysława Stiasnego czy Artura Woźniaka też były nie do przecenienia. Wawel niestety, choć wicemistrz kraju, nie wystartował do następnego sezonu. I to był wyjątkowo głupi rozkaz, choć jako wojskowy dziś w randze majora nigdy nie powinienem mówić takich rzeczy. Później trafiła mi się gratka w postaci pracowania na rzecz innych sekcji Wawelu. Na przykład w 1959 roku byłem kierownikiem drużyny koszykarek, które pod wodzą Michała Mochnackiego siały popłoch na parkietach ligowych. Krysia Pabiańczyk (później Likszo), Alina Szostak (Grabowska), Irena Rospądek (Sokół) - to były wspaniałe koszykarki. Z kolei w sekcji gimnastycznej, też najlepszej w kraju, startowała moja bratanica, Teresa Hradecka. Jej koleżankami była córka Heleny Rakoczy, Ewa, a także czołowe zawodniczka kraju, Elżbieta Ablewicz i Anita Sarna. Futbol też znalazł w Wawelu należne miejsce, choć w połowie lat 60. doszło niestety do spadku z II ligi.

Bez epoletów
Drużyna juniorów prowadzona przez trenera Hradeckiego został w 1963 roku mistrzem Krakowa, choć w Wiśle grali Tadeuszowie Kotlarczyk i Polak, a w Garbarni Maciej Gigoń, Jerzy Odsterczyl, Władysław Florek, Mieczysław Weiss czy Robert Gadocha. Dwaj ostatni zresztą trafili w ramach służby wojskowej właśnie do Wawelu, który zmontował bardzo mocny skład. Znaleźli się w nim m.in. Ryszard Sarnat, Andrzej Spiżak, Janusz Sputo (słynny tercet, niestety później nie odtworzony w całości na potrzeby Cracovii ani Wisły), Jan Burmer, Tadeusz Gładysz, Andrzej Borowski, Ryszard? Kalicki czy Konrad Bajger, znany z późniejszych występów w bytomskiej Polonii i chorzowskim Ruchu. Aż wierzyć się nie chce, że ta nad wyraz mocna ekipa nie odzyskała dla Wawelu drugoligowych epoletów.

Aleksander Hradecki „odpoczął sobie” od Wawelu w 1967, stamtąd trafił do Śląska Wrocław. Tego Śląska, który kojarzył się z mikroskopijną, ale tym bardziej wdzięczną sylwetką Janusza Sybisa i nader konkretną postawą Zygmunta Kalinowskiego w bramce. W 1975 i 1976 trener Hradecki miał pod kuratelą w poznańskim Lechu tak znanych piłkarzy jak Roman Jakóbczak, Jan Karwecki, Teodor Napierała, Włodzimierz Wojciechowski czy niestety już świętej pamięci Józef Szewczyk. Do powrotu do Krakowa, ale już na stadion przy ul. Kałuży, nakłonił Hradeckiego Władysław Stiasny. Druga liga była bardzo blisko, wystarczyło wygrać choćby minimalnie decydujący mecz z Resovią. Lata 1978-1982 spędził nasz bohater znów w Wawelu, później o sensie dwuletnich przenosin do Gościbi skuteczne przekonał wówczas bardzo prężnie działający w sułkowickim klubie Tadeusz Błachut.

Szlifowanie diamentów
Jednosezonowe pobyty w Piascie Gliwice i Chrobrym Głogów wiązały się z II ligą, w tzw. międzyczasie na afiszu znów pojawił się Wawel. W 1987 roku ówczesny działacz Hutnika, Czesław Baran, rzucił hasło, aby podjąć sportowe wyzwanie na Suchych Stawach.

- Dla mnie, człowieka uwielbiającego pracować z młodzieżą, to był raj. W klubie działało wtedy bodaj 16 zespołów młodzieżowych, których w różnych okresach i w różnych kategoriach wiekowych prowadzili tacy trenerzy jak m.in. Edward Gajewski, Józef Strojny, Grzegorz Kmita, Franciszek Surówka, Waldemar Kocoń, Piotr Kocąb, Mieczysław Będkowski, Andrzej Bahr, Bogdan Ciućmański, Henryk Duda, Jan Tyrka, Robert Orłowski, Paweł Szczęśniewski, Robert Kasperczyk, Zbigniew Urbańczyk. Hutnik dysponował znakomitą bazą, dzięki niej mogły być szlifowane takie diamenty jak Mirek Waligóra, Marek Koźmiński czy Krzysiek Bukalski. Mogły być zdobywane z roku na rok tytuły mistrzów Polski juniorów, co miało miejsce w 1993 i 1994 roku. Wchodziło w rachubę, aby za wydaniem jednej decyzji pojawiło się bardzo szybko aż czterdzieści bramek piłkarskich. Niebawem jednak wkroczyła do akcji małżonka, dziś niestety już nieżyjąca. - Masz 67 lat, daj sobie spokój, odpocznij. Wyjechaliśmy na kilka lat do podwielickiego Grajowa. Później zostałem sam - wspomina trener Hradecki nadzwyczaj ciężkie chwile.

Klasa mistrzowska
Czy jednak na pewno jest pan Aleksander sam? Powyższy pogląd należy poddać kategorycznemu zawetowaniu, gdy tylko spojrzy się w kalendarz zajęć. Oto 5 maja 2008 rozpoczął się nabór do Szkoły Sportowej w Krakowie-Nowej Hucie. W akcji rekrutacyjnej, inwestowanej w dobro młodzieży, trenera Hradeckiego zabraknąć nie mogło. Akurat w Dniu Dziecka, dochodzi do kolejnych edycji Turnieju Żaków. Ta cenna inicjatywa urodziła się w sercu wychowawcy, który niezmiernie ceni sobie, że w 1987 roku został nobilitowany do rangi trenera klasy mistrzowskiej. Tak się złożyło, że osiemnaście lat później odbierał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski z rąk tej samej osoby. Kiedyś przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej, a później prezydenta kraju, Aleksandra Kwaśniewskiego. Kto jednak zna trenera Hradeckiego, ten doskonale wie, że bodaj najważniejszą sprawą dla niego pozostanie, aby na twarzach dzieciaków widniał uśmiech. Najlepiej o kształcie piłki.

Obowiązków nie brakuje. 17 marca 2011 z udziałem aż 256 uczestników odbyły się na krakowskich Błoniach biegi przełajowe krakowskiej młodzieży piłkarskiej. Frekwencja była znakomita, organizacja też, bo z gronem współpracowników zadbał trener Hradecki o wszystko jak należy. Natomiast w minioną sobotę zostały rozegrane halowe finały orlików i żaków Małopolski. Halowa rywalizacja młodzieży trwa już od półwiecza. Aleksander Hradecki uczestniczył przy jej narodzinach. W sobotę oczywiście też był obecny...

JERZY CIERPIATKA
„Futbol Małopolski”